HISTORIA NR 106

Niby już odległa jednak siedzi w głowie i co jakiś czas wychodzi, zwłaszcza gdy umierają Polki bo rząd zagłada nam między nogi i pod kołdry.

18.03.2016 około polnocy mąż zawiózł mnie do szpitala praskiego bo zaczęły mi odchodzić wody. Na izbie przyjęć pani doktor – imienniczka, myśle sobie dobry znak, o ja naiwna stwierdza z fochem i oburzeniem – „no ale Pani wody odeszly” . Dałam rade odpowiedzieć ze co jak co ale nie dałam rady tego powstrzymać… ktg, biurokracja i na oddział. Sala dwuosobowa, warunki lokalowe Pilki, prysznic linki możliwość chodzenia były dostępne. Nie był dostępny natomiast personel z empatia. Gdy bóle się wzmagały doprosilam się położnej żeby podeszła i sprawdziła co słychać . Nie wiedzialam jak się do niej zwracać poprosilam żeby powiedziala jak ma na imię – nie odezwała sie a na ponowna prośbę – pokazala mi identyfikator- Beata. Serio nie miałam ochoty się z nią tam kumplować ale kurcze niech wiem kto zaglada mi między nogi. Ból stawał się coraz bardziej dotkliwy. I przyszedł on. Doktor Paweł Mielnik. Moj horror. Stwierdził ze nic się nie dzieje rozwarcie za małe a mi mało nie pękną lędźwie z bólu. Nie wiem ile to trwało . Pamiętam, ze  na 3-4 osoby, które podchodziły badały sprawdzały parametry, podawały 3/!!!/ dawki oksytocyny, tylko jedna przedstawiła się i była bardzo delikatna oraz empatyczna, czułam się przy niej spokojna. Bol był koszmarny i trwał tyle ze człowiek bez serca Mielnik skończył dyżur i pojawił się doktor Grzybowinski. Ten doktor uratował moja córkę .

Podczas szybkiego badania stwierdził, ze córki nie urodzę naturalnie bo jej główka jest za duża nie przejdzie przez kanał. Podsunięte papiery do zgody na cc i wchodzi anestezjolog – nie pamietam nazwiska a bardzo żałuje bo to człowiek, który był z właściwym jasnym przekazem w chwili kiedy byłam tak zmęczona a mimo to rozumiałam co mówi i co będzie dalej. Delikatnie przeprowadzili swoją cześć pracy – znieczulenie i otworzyłam oczy zmęczona potwornie, jakiś ciepły głos powiedzial już po wszystkim proszę spojrzeć w lewo, na przenośnym łóżeczku leżała córcia z ogromna ilościa czarnych włosów na głowie. Pewnie znów odplynelam na chwilkę. Znów przebudzenie jestem sama na sali pooperacyjnej, weszla starsza przemila kobietka pyta jak tam i czy córcię już miałam powiedział.am ze nie, mruknęła pod nosem ze jak to tak i nim wyszła to wjechała z powrotem z Młoda na rękach i rozpoczęłyśmy kangurowanie cialo do ciała. Cudownie. Potem sala . 2 osobowa. Ja z córka, obok mnie dziewczyna młoda której córka na patologii – chora sytuacja. Czemu jesteśmy razem przecież ona cierpi odciąga pokarm biega oglądać córę za szyba może tylko na karmienie wejść.

Karmienie- piersi leniwie rozpoczynają produkcje a Młoda głodna jak pirania. Piłuje sie na cały oddział. Mam pokój pod sama dyżurka – położne chyba odporne na wrzask – idę prosić o pomoc. Przychodzi pani Alicja – pomoże przystawić do piersi – komentarz- no przecież ssie. Córka mało mi wnętrzności nie wyssie jak złapie pierś dobrze. Ale ciężko mi to idzie . Kolejne prośby o pomoc – te same komentarze- no ssie przecież. Zaczynamy w drugiej dobie włączać mm bo Młoda głodna. Przystawiamy drzemy się na cały oddział i tak mija nam pół niedzieli poniedziałek i pół wtorku. Przeżyłam w szpitalu praskim od wejścia około polnocy 18/03/2016 do wtorku 22/03/2016 najgorsze z moich dni, które tylko dzięki urodzeniu na szczęście zdrowego dziecka i wsparciu męża POWOLI SIĘ ZACIERAJĄ. Mamy dzis 15/06/2023 a ja nadal sporo pamietam mimo , ze nie chce hodować w sobie tych złych wspomnien, które są takimi przez dr Pawła Mielnika, który powinien zdjąć fartuch lekarski i zakończyć prace w tym fachu. Za dowód tego niech posłuży powtarzający sie wątek w opiniach na portalu znany lekarz – niemiły, gbur, antypatyczny, nie reagujący na pytania, sprawiąjacy bol, IGNORUJĄCY PACJENTKĘ. To nie lekarz.

19.03.2016 21:46 urodziłam córkę a razem z nią na świat przyszła moja trauma, która po ponad 7 latach jeszcze potrafi ze mnie wypływać.

Mam nadzieje ze usłyszy to ktoś z włodarzy tej placówki i zastanowi sie czy warto mieć tego człowieka w swoim zespole.

Federa