Byłam w bardzo podobnej do Izabeli sytuacji. W 22tc trafiłam do szpitala z uwagi na małowodzie i wykryte w związku z nim wady letalne. Było to 28 października 2020 roku – wtedy kiedy przez Polskę przechodziły marsze niezgody na wyrok trybunału p. Przyłębskiej. Miałam szczęście, że trafiłam na czas, kiedy wyrok nie był jeszcze opublikowany. Dzięki temu lekarze mogli zadbać o mnie tak, by było to jak najbezpieczniejsze dla mojego zdrowia i życia. Życia dziecka nie dałoby się już uratować. Samo doświadczenie takiej straty jest traumatycznym i ekstremalnym przeżyciem, obarczonym ogromnym stresem, także lekarzy i pozostałego personelu medycznego.
Trafiłam na najlepszą fachową opiekę i współczucie z ich strony, opiekowali się mną w dzień i w nocy, rozmawiali, a panie pielęgniarki biegały do sklepiku po wodę i podpaski, bo nikt z rodziny nie mógł wejść na oddział (reżim zw. z covidem). Nie zapomnę, jak rozmawiali, że sprawdzają co jakiś czas czy wyrok został już opublikowany – tego się bali. Że będą mieli związane ręce. Wiem, że patrzenie na tę sytuację dzisiaj z taką myślą, że miałam szczęście jest samo w sobie spaczone – nie powinnyśmy liczyć na szczęście, powinnyśmy mieć swoje prawa i być bezpieczne. Nasze zdrowie i życie powinno być chronione. Nie jest. I nie jest to wina lekarzy.