HISTORIA NR 97

Ciąża 1, długo wystarana i bardzo chciana. Stracona na wczesnym etapie poprzez poronienie samoistne na samym początku pandemii. Lekarka u której prowadziłam ciążę prywatnie pracuje w szpitalu ginekologicznym najbliżej mojego miejsca zamieszkania. Nie powiadomiła mnie o tym jak wygląda poronienie, czułam że traktuje mnie z góry. Zero informacji, zero antybiotyku. Po wszystkim stwierdzenie pustej macicy, to będzie 150zł.

Ciąża 2, również bardzo chciana i wystarana. Nauczona poprzednim doświadczeniem zmieniłam ginekolog prowadzącą na taką, która w moim odczuciu była bardziej empatyczna. W 8 tygodniu ciąży przyszłam na rutynowe usg. Gdy tylko pojawił się obraz na ekranie obie wiedziałyśmy, że nic z tej ciąży nie będzie. Dwa zarodki, oba za małe na ten wiek ciąży. Jeden martwy, drugi z ledwo widocznym przepływem. Było to dwa dni przed wigilią bożego narodzenia. Pani doktor powiedziała „wypiszę Pani skierowanie do szpitala, ale to po świętach, gdy potwierdzimy brak przepływów, proszę przyjmować nadal luteinę i heparynę.” Nauczona poprzednim doświadczeniem zapytałam się czy w takim razie coś z tej ciąży jeszcze będzie… „Wiele rzeczy już widziałam, ale nie, myślę że nie będzie”. W takim razie kontynuowałam „czy w takim razie mogę otrzymać tabletki na wywołanie poronienia? Wiem że mogę przez to przejść w domu i w całości się oczyścić, chcę uniknąć łyżeczkowania. Po co mam czekać na po świętach?” Odpowiedź mnie zmroziła… „są jakieś przepływy… my tak nie możemy”.

Wróciłam do domu załamana i zapłakana, chodziłam, biegałam, płakałam. Chciałam nawet wskoczyć pod samochód. Mówiłam do brzucha „proszę opuście mnie”. Mówi się, że nie można być trochę w ciąży, ale w tym momencie właśnie się tak czułam. Jestem chodzącą trumną, a to co jest w środku we mnie właśnie gnije. I w takim stanie mam siąść przy wigilijnym stole i z uśmiechem zjeść karpia. Zapłakana zadzwoniłam do ADT żeby dowiedzieć się jak załatwić tabletki. W wielkiej rozpaczy w końcu poczułam, że krwawię. Poczułam ulgę. To poronienie trwało znacznie dłużej, ale również łyżeczkowanie nie było potrzebne. Tym razem wizytę po wszystkim miałam za darmo i receptę na antybiotyk.

Obawiam się, że nawet zmiana prawa na takie, które legalizuje aborcję mało zmieni. To w lekarzach jest problem, w całym tym systemie. To jest chore, że na wczesnym etapie ciąży przy poronieniu zatrzymanym nadal w cywilizowanym kraju stosuje się łyżeczkowanie! Dlaczego ginekolodzy nie potrafią podać tabletek wywołujących skurcze? Jakoś gdy dzieje się to samo naturalnie, to żadnego lekarza nie interesuje to co właśnie przeżywasz w swojej toalecie… podejście do kobiet w szpitalach, brak informacji o stanie zdrowia, to że same musimy się edukować z internetu żeby wiedzieć jakie jest postępowanie na świecie… moja historia jest na prawdę malutka w porównaniu z tragediami, które dzieją się na patologii ciąży. Mam jednak nadzieję, że uwypukli to jak bardzo bezsensownie ginekolodzy postępują, jak małą a wręcz zerową mają wiedzę na temat aborcji. A aborcja jest zabiegiem medycznym, który należy wykonać i w przypadku poronienia zatrzymanego (!). Każdy ginekolog powinien potrafić i wykonywać ten zabieg!

W tej chwili jestem mamą rocznego synka, ciąża z wpadki (może dlatego się udało). Natomiast mając swoje doświadczenie i tą wiedzę, którą mam teraz, nie zdecyduję się na tak wielkie ryzyko jak kolejna ciąża w Polsce.

Federa