HISTORIA NR 107

Cześć,

mam 33 lata, 2 zdrowych synów (na szczęście).

Chcialam sie podzielić moimi doswiadczeniami z obu ciąż i porodu.  Zachodzac 2 ciążę,  a byl to czas pandemii mialam obawy co bedzie i czy przechorowanie Covidu mialoby wplyw na moje dziecko. Przez strach siedzialam prawie caly czas w domu. Pojawila sie szczepionka i pierwsze co to zadzwonilam ze chce sie zaszczepic. Non stop slyszalam, ze robie TO NA WLASNA ODPOWIEDZIALNOSC i ze TO MOJA DECYZJA. Slyszalam to stwierdzenie wiele razy od ginekologów. Jak to ma byc moja decyzja i odpowiedzialnosc? skoro ja nie mam pelnej wiedzy , ja nie skonczylam studiow.medycznych itp. Raz uslyszalam od poloznej, ze dobrze, ze mamjuz 2 dzieci to nie bede sie martwic bezpłodnością (?). Uparlam sie i zaszczepilam w ciąży, ale mysle ze po takich tekstach wiele kobiet zmienilo zdanie. Druga sprawa dotyczy badan. Chcialam dostac skierowanie od lekarza rodzinnego na badanie usg piersi i jajnika, uslyszalam pytanie :czy sa jakies przeslanki? a ja na to, ze jestem po 2 ciążach i od roku nie bylam badana ani piersi ani ginekologicznie. Uslyszalam, ze jezeli bedzie mi cos dolegac wtedy dostane skierowanie. No uparlam sie, zrobilam prywatnie (wszystko ok) , ale tak w sumie sie zastanawiam, dlaczego do cholery nie dostalam tego skierowania? tyle sie trabi o profilaktyce , ze kobiety sie nie badaja, a moze wlasnie chca tylko lekarze nie chca?

Porod pierwszego syna byl ciezki, urodzil sie podduszony, odeszly mi wody ale to byl juz 37 tydzien wiec bylo wiadomo ze jak zacznie sie porod to powinno byc dobrze. Po podaniu oksytocyny (podano mi ja bez informacji po co) zostawiono mnie sama na sali przez cala noc i kazali zawolac jak rozwarcie bedzie juz duze (nie wiem w sumie jak ja to sama mialam niby stwierdzić) na szczescie byl przy mnie Mąż i zawolal pielegniarke jak juz nie dawalam sobie rady ze skurczami. Przyszla polozna i przy 7 cm rozwarciu powiedziala, ze za male i podlaczyla mnie do KTG. Nie moglam sie ruszac i lezalam na nogami do gory az bedzie 10cm rozwarcia. Jak przyszedl lekarz kazal mi przec. Nie mialam sily, polozne zaczely na mnie krzyczec , ze udusze dziecko. Jakos udalo mi sie. Syn poszedl pod tlen a ja dostalam krwotoku, zatamowali w miare szybko i zawiezli mnie na sale 6 osobowa. Nie moglam wstac i nikt przez 12h nie przyniosl mi syna. Mialam sama sobie po niego pojsc jak juz sie „spionizuje”. Na drugi dzien dopiero Maz jak przyszedl na wizyte mi go przyniosl. Juz go nie oddalam 🙂 pozniej sie okazalo, ze jest zakazony bakteria i sie bujalismy 3 miesiace z antybiotykoterapia (uslyszalam ze to ja w ciazy go musialam zarazic ta bakteria) ale to juz nieważne.  Dodam tez, że do konca mojego pobytu nikt mnie nie zbadal ginekologicznie. Dopiero na wypisie. Nikogo nie intersowalam juz ja po porodzie.

Wazne jest to, ze chyba sie Ci ludzie na ginekologi czy poloznictwie do tego nie nadaja albo sa zle uczeni. Bo wg nich to JA wieczne bylam niezadowolona i sprawialam problemy. Najlepsza jest pacjentka bezproblemowa. Drugi porod byl totalnie inny, de facto moglam sama w domu urodzic by nie bylo różnicy. Wszyscy byli super mili, troskliwi, no niebo. No sobie mysle, ze wspaniale ale z drugiej strony to chyba tym „problematycznym” powinno sie poswiecac wiecej czasu i zrozumienia a nie unikac i przewracac oczami „czego ona znowu chce”?.

Federa