HISTORIA NR 118

Odkąd dostałam pierwszą miesiączkę borykałam się z bólem nie do opisania praktycznie przy każdym okresie. Już  w podstawówce chodziłam regularnie do ginekologa. Wraz z dojrzewaniem bolesne miesiączki, mdłości i omdlenia nie ustawały, a wręcz nasilały się. Gdy miałam 16 lat mama zaprowadziła mnie do ginekolog Marii Szypulskiej w Warszawie. Leczyła ona moją mamę i babcię, więc ufałam jej doświadczeniu. Dostałam antykoncepcję (jako, że zaczęłam też współżyć), co poprawiło trochę moją sytuację. Po dwóch latach musiałam odstawić ze względu na konflikt z innymi lekami. Koszmar miesiączek powrócił. Na instagramie od edukatorek seksualnych dowiedziałam się o endometriozie. Postanowiłam poprosić więc ginekolożkę o zbadanie pod tym kątem, na co ona mnie wyśmiała pytając kto mi naopowiadał takich bzdur. Dała mi skierowanie na usg z którego wyszło że niby wszystko ok. Potem zmieniłam ginekologa i bujałam się tak jeszcze dwa lata słysząc standardowe „taka pani uroda” „po ciąży przejdzie” (czyli co? mam tak cierpieć jeszcze plus minus 5-10 lat) „okres ma boleć”. W końcu miesiąc temu trafiłam do lekarza, który po wywiadzie ze mną i badaniu na fotelu skierował mnie na dokładniejsze badania. Endometrioza, jajnik przyrośnięty do macicy, zrosty otrzewnej. Jestem wdzięczna sobie za to, że się uparłam i dzięki temu wykryto przyczynę mojego cierpienia stosunkowo wcześnie. Jednak lat wycia z bólu, przepłakanych nocy, opuszczonych dni w szkole i chęci wyjęcia sobie macicy nikt mi nie zwróci.

Federa