HISTORIA NR 122

Pod koniec zeszłego roku urodziłam córkę w jednym z warszawskich szpitali. Lekarze uratowali mnie, gdy miałam krwotok po cesarskim cięciu i moją córkę, gdy dostała patologicznej żółtaczki. Jestem wdzięczna za ich czujność i kompetencje. Jednak pobyt w szpitalu wspominam bardzo źle.

Podczas operacji lekarze żartowali sobie z tego, że pacjentka, z którą czekałam w kolejce na izbie przyjęć, odmówiła przyjęcia do szpitala, gdy powiedziano jej, że nie ma szans na pojedynczy pokój, w którym mogłaby być z mężem. Była świeżo po poronieniu. Na izbie przyjęć bardzo płakała. „To musi być prawdziwa miłość” – chichotał personel. Na sali zrobiło się cicho, gdy zaczęłam krwawić. Jeden z lekarzy powiedział do mnie: „W takich sytuacjach wycina się macicę”. Ja wpadłam w panikę. Zaczęłam protestować, prosić, dopytywać. Nikt nie miał czasu, by mi odpowiedzieć. Po operacji nie byłam pewna, co tak naprawdę wydarzyło się na sali operacyjnej i czy moją macicę udało się uratować. Dowiedziałam się dopiero, gdy kilka dni później dopytałam o to na obchodzie.

Po cesarce miałam problem z karmieniem. Córka szybko spadała na wadze. Dostała żółtaczki, przez co musiała być naświetlana lampami UV. Lekarze nie wytłumaczyli mi, skąd żółtaczka i czym grozi. Z internetu dowiedziałam się, że może powodować poważne uszkodzenia układu nerwowego. Po czasie dowiedziałam, się że gdyby położne poinstruowały mnie, jak stymulować laktację wystarczająco wcześnie i na czas wdrożyły dokarmianie, żółtaczki można by uniknąć. Nic takiego się nie wydarzyło.

Lampy UV mogą uszkodzić wzrok, więc w trakcie naświetlania dziecko miało oczy zasłonięte filcową opaską na gumce, która cały czas się obsuwała. Przez dwie noce nie zmrużyłam oka, bo pilnowałam opaski. Sama będąc po ciężkiej operacji. Nikt mi nie pomógł.

Po kilku dniach w szpitalu byłam w naprawdę złym stanie psychicznym. Prawie straciłam życie na stole operacyjnym, obwiniałam się, że nie potrafię wykarmić własnego dziecka przez co naraziłam je na uszkodzenia neurologiczne. Do tego partner mógł być ze mną tylko w godzinach odwiedzin. Brak snu nie pomagał. Płakałam z bezsilności. Od położnych usłyszałam: „nie mąż się” i „nie płacz, bo to źle działa na laktację”. Tego braku empatii nigdy nie zapomnę.

Federa