Mam 38 lat. 4 miesiące temu poroniłam ciążę. Pierwszą, wymarzoną, ciążę z in vitro. Ciążę, która kosztowała mnie ogrom emocji, nerwów, nieprzespanych nocy, chujowego samopoczucia po olbrzymiej dawce hormonów. Podnoszę się powoli, ale ból pozostał. Mamy jeszcze dwa zarodki i za chuja nie wiem, co dalej robić! Mąż poprze każdą moją decyzję, bo to moje ciało, a ja… Boję się bardzo. Tak mocno chcę być mamą, ale wiem, że mój wiek, ciąża z in vitro, niepłodność nie działają na moją korzyść. Nikt mi nie zagwarantuje, że kolejny raz się uda. A ja boję się ryzykować, bo nie chcę być kolejną, bo wiem, że w potrzebie nie dostanę pomocy. Jestem smutna, jestem wkurwiona, jest we mnie dużo bólu, rozpaczy. Gdy oglądałam reportaż o zmarłej Izabeli, łzy leciały mi ciurkiem. To mogła być każda z nas. Nie chcę być mniej ważna, nie chce, by moje życie nie było ważniejsze niż płód. Chcę żyć, chcę być szczęśliwa, chcę mieć kurwa wybór! Niech się władza odpierdoli, od mojego sumienia i mojej macicy, bo są Moje!