Dzień dobry
Ja również podzielę się moją historią…
Rok 2012, pierwsza ciąża, planowana, wyczekana, bez żadnych komplikacji, badania, witaminy, dbanie o siebie, szybki poród, żadnych komplikacji, pierwszy syn. Niedługo po porodzie diagnoza – rzadka, śmiertelna choroba genetyczna, nie ma na nią leku, nie ma terapii, operacji, nie ma nic, tylko czekanie na śmieć, i niestety nadszedł ten dzień.
Następnie badania, testy, okazało się, że oboje z mężem jesteśmy nosicielami mutacji, która w połączeniu powoduje tę właśnie chorobę, ryzyko 25% u każdego dziecka. Pytanie, co robić dalej? Leku nie ma, czy ryzykować? Zaryzykowaliśmy, urodził się zdrowy syn, ma teraz 6 lat. i kolejne pytanie, skoro mamy zdrowego syna, może warto spróbować, 25% ryzyka, 75% szans… ale niestety tym razem słońce nie zaświeciło, badania prenatalne, wyniki, wada letalna, opis, lekarz, terminacja.
Miałam tyle szczęścia, że jeszcze było można, trafiłam na cudownego lekarza, który wymagał tylko skierowania od genetyka, żadnych psychologów, chodzenia do dyrektora, ordynatora szpitala, wszystko załatwił, podał lek i zakończył ciążę. Podejmując decyzję o ciąży, musiałam od razu zdecydować, co jeśli dziecko będzie chore. Nie wyobrażałam sobie, aby drugi raz patrzeć na śmierć mojego dziecka. Miałam możliwość pożegnania się i pochowania córeczki, ale z dwojga złego wolałam zakończyć tę ciążę wcześniej, nie patrzeć na jej cierpienie, nie przechodzić przez ciążę, wiedząc, że dziecka nie będzie, nie zastanawiać się, każdego dnia ile jeszcze z nami będzie…
Minęło 2,5 roku od tych wydarzeń, a ja nie wiem, co robić. Bardzo chcę, aby syn miał rodzeństwo. Są dni, że nie myślę o niczym innym, patrząc na obecną sytuację i mając świadomość, że sytuacja może się powtórzyć. Jestem przerażona. Boję się, że jeśli dziecko będzie mieć wadę, będę zmuszona do porodu i świadomego czekania na najgorsze. Moja psychika już chyba by tego nie wytrzymała.
Zapewne nie tylko ja jestem w takiej sytuacji, dlatego dzielę się moją historią. Oby się to szybko zmieniło, bo czas ucieka i dla niektórych z nas może być już za późno.
Pozdrawiam.