HISTORIA NR 48

Mam na imię A., więc gdybyście użyły mojej historii proszę o inne, na przykład Iza, wspominając tą, którą zabiło okrucieństwo rządzących. To był 2011 rok, więc uratowano i mnie, i dziecko. 

Dziecko urodziło się 2 miesiące przed terminem, przez cesarskie cięcie, dzięki czujności lekarzy i badaniom prenatalnym  oraz profesjonalnym specjalistom operacja się udała, jednak w wyniku zakażenia prawdopodobnie bakteria szpitalną  (w Polsce nie ma formalnie takich zakażeń) dziecko w ciężkim stanie odwieziono na oiom do innej placówki.

Umieszczono mnie na sali dla osób po cc, wraz z kobietą, która urodziła trojaczki. 

Pielęgniarka była chamska i obcesowa, nie kryła obrzydzenia przy zabiegach, które dla mnie były bardzo intymne, nikt przecież nie czuje się niezażenowany gdy ktoś myje jego krocze. 

Głównie skoncentrowana była na swoich niskich zarobkach. 

To co najgorsze to jednak słowa, które od niej usłyszałam- „niech się Pani nie łudzi, że Pani dziecko przeżyje, bo takie dzieci nie przeżywają”. 

Nie wyobrażam sobie, jak można być tak okrutnym wobec kogoś, komu właśnie zawalił się świat- wyczekane pierwsze dziecko może w każdej chwili umrzeć.

Nie znajdujęe słowa usprawiedliwienia i nigdy nie wybaczę tej kobiecie, która drugą była w stanie tak potraktować. 

Ogólnie klimat oddziału położniczego tej kliniki był okropny, mieli zamiar położyć mnie na 7 osobowej sali ze szczęśliwymi matkami karmiącymi swoje nowonarodzone dzieci, trudno opisać jak się czuje w takiej chwili ktoś w sytuacji odwrotnej. Dzięki interwencji znajomej tak się nie stało.

Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale tamtych słów nie zapomnę i nigdy nie wróciłam i nie wrócę na porodówkę. 

Nikomu nie życzę być tak potraktowanym, nikogo to nie powinno spotkać, te okrutne słowa zostaną na pewno ze mną na zawsze. 

Pozdrawiam 

A./Iza

Federa