HISTORIA NR 81

Byłam w związku od 3 lat. Nie układało nam się, niestety, nastoletnia miłość okazała się nie być tym, czego potrzebuję, gdy dorosłam. Mój partner był niedojrzały życiowo, wiedziałam, że nie dam rady założyć z nim rodziny. Nosiłam się z zamiarem rozstania, potem znów nabierałam nadziei, że to przejściowe… Typowe myślenie zakochanej, młodej dziewczyny. Niestety, w międzyczasie zawiodła antykoncepcja mechaniczna (z hormonalnej nie mogłam korzystać długotrwale, ze względów zdrowotnych – każdy okres brania tabletek powyżej 3 miesięcy kończył się bardzo złymi wynikami wątrobowymi z krwi). Jako młoda dziewczyna, wiedząca, że nie jest w stanie zapewnić godnych warunków bytu dziecku, która przecież stosowała antykoncepcję po to, by tego dziecka na świat nie powoływać – zdecydowałam się na poszukiwanie lekarza, który wypisze mi receptę na antykoncepcję awaryjną. Ponieważ mieszkam w małej miejscowości i zdawałam sobie sprawę z tego, że nie przeszłoby to niezauważone (nie mam zaufania do lekarzy znajdujących się w ośrodku zdrowia prowadzonym w najbliższym miasteczku) – znalazłam pomoc dzięki grupie “Lekarze Kobietom”. Pojechałam z partnerem do oddalonego o 70 km od mojego domu miasteczka, w którym nikt mnie nie znał. Lekarka, która tam przyjmowała, była bardzo uprzejma i wzbudzała zaufanie, udzieliła mi wsparcia w postaci wypisania recepty (oczywiście po obejrzeniu formularza, który wypełniłam i przeprowadzeniu krótkiego wywiadu lekarskiego) i po prostu kilku zdań, zapewniających mnie, że nikt mnie nie nie będzie oceniał, że patrząc na to, jak szybko zareagowałam, tabletka ma bardzo duże szanse zadziałać. Horror zaczął się później. Poszłam do najbliższej apteki, zaraz naprzeciwko ośrodka zdrowia, w którym przyjmowała lekarka. Przywitałam się, podałam receptę farmaceutce i… usłyszałam kategoryczne “TAKICH specyfików nie sprzedajemy”, okraszone obrzydzonym wyrazem twarzy. Zabrałam receptę, odwróciłam się do wyjścia, pożegnałam się… i usłyszałam jeszcze, jak pracownice podszeptują między sobą: “Pewnie młodociana dziwka”, “puszcza się to teraz ma”… Gdyby nie aktualna sytuacja i waga czasu w tym momencie, pewnie bym się odwróciła i coś odszczekała. Jednak byłam w za słabej kondycji psychicznej na kontrę lub złożenie skargi. Wróciłam do samochodu, gdzie czekał mój partner (na moje wyraźne życzenie – chciałam pójść sama). Zaczęliśmy krążyć po mieście, wyszukując kolejne apteki. Okazało się, że cała sieć aptek “nie sprzedaje TAKICH specyfików” i ma pracowników, którym zbyt łatwo przychodzi ocenianie kogoś na podstawie tego, czego poszukuje… Czas zaczynał nas naglić, zajechaliśmy do ostatniej z aptek w mieścinie. Okazało się, że prowadzą ją znajomi mojego partnera, jeszcze z czasów szkolnych. I to oni poratowali nas, nie oceniając i informując, że zawsze mają 3-4 opakowania konkretnego leku antykoncepcji awaryjnej na stanie, gdyby kiedyś ktoś potrzebował (w mailu do “Lekarze Kobietom” podpowiedziałam, żeby kierować kobiety szukające pomocy do tej apteki, żeby nie musiały przechodzić tego, co ja).

Zdaję sobie sprawę, że gdyby na moim miejscu była dziewczyna w podobnej sytuacji, lecz bez wsparcia – mogłoby to się skończyć tragicznie. Sama zbierałam się psychicznie i emocjonalnie po zaistniałych sytuacjach w aptekach przez dobre kilka dni. Nie przez wzięcie antykoncepcji awaryjnej, tylko przez podejście osób pracujących, jakby nie było, w zawodzie zaufania publicznego, jakim jest farmaceuta. To, co przeżyłam, nie powinno mieć miejsca. Ktoś słabszy psychicznie, w gorszej sytuacji, bez wsparcia, mógłby tego nie wytrzymać…

Federa