HISTORIA NR 88

Chciałabym podzielić się moją historią. W wieku 19 lat (obecnie mam 36 więc było to już jakiś czas temu) przeszłam zapalenie gruczołu Bartholina, na tyle ciężkie, że ostatecznie skończyło się jego wycięciem. Sama wizyta była bardzo nieprzyjemna. Badał mnie ordynator, któremu reszta personelu kłaniała się w pas, oczywiście zwracając się bezosobowo: „rozbierze się”, „położy się”. Po badaniu zero informacji o tym, co mi właściwie jest, tylko, że mam się zgłosić na oddział. Ja wtedy pracowałam jako kelnerka weekendami, żeby zarobić na studia i zapytałam, czy to jest na tyle pilne, że trzeba operować już, bo muszę ogarnąć zastępstwo w pracy. Otrzymałam suchą odpowiedź, że albo się kładę, albo mam nie zawracać głowy, bo „pan ordynator” nie będzie się dostosował do mnie. Najgorsze jednak miało miejsce po badaniu. Druga lekarka wyszła na korytarz i głośno ze śmiechem zawołała do mojej mamy, która ze mną wówczas była: „niech się pani nie martwi, córka mimo badania nadal jest dziewicą”. Nie złożyłam skargi, nie wiedziałam, że mogę, bałam się tych ludzi, bałam się wszechmocnego pana ordynatora, byłam wciąż nastolatką, mimo że pełnoletnią. Dzisiaj bym sobie na to nie pozwoliła. Ale zdarzenie pamiętam do dziś.

Federa