HISTORIA NR 92

Bardzo żałuję, że nie złożyłam skargi, tylko wyleciałam jak mysz z podkulonym ogonem… Lata temu, młodziutka, lat 21, poszłam po receptę na tabletki antykoncepcyjne. To była niedziela a ja zapomniałam, że kończy mi się opakowanie i stwierdziłam, że spróbuję u innego lekarza. Lekarz wpuścił mnie do gabinetu, wysłuchał jaką mam sprawę, po czym poprosił żebym poczekała na korytarzu, aż on przyjmie innego pacjenta. W końcu weszłam, facet narysował mi układ rozrodczy na karteczce, omówił jak działa (totalnie bez sensu) i… zrobił mi wykład na temat tego, że „każde dziecko będę miała rozliczone na sądzie ostatecznym”, dodał że mając „wielu partnerów seksualnych pani wie kogo z siebie robi?” i potraktował jak totalną dziw*ę. Ja miałam wtedy pierwszego i jedynego partnera… Recepty oczywiście nie dostałam i o ile zdaję sobie sprawę, że brak recepty to moje nieogarnięcie na czas, tak gość mógł mi z miejsca powiedzieć, że mnie nie przyjmie, a nie umoralniać i pieprzyć o religii. W dodatku nie chodziło o tabletkę awaryjną a zwykle tabletki antykoncepcyjne. Rzigom.

Beata

Federa