Minęło już kilka lat, ale to wspomnienie nadal we mnie tkwi.
Warszawski szpital na Starynkiewicza, skierowanie na łyżeczkowanie jamy macicy z powodu przerostu endometrium. Już na wejściu dramat, bo miałam być na czczo, a przez zapomnienie po przebudzeniu wypiłam pół szklanki wody. Miało to miejsce dobre dwie godziny przed wejściem do szpitala, śladu po tej wodzie w żołądku już nie było, ale zostałam obsztorcowana jak smarkula, która nie stosuje się do ZASAD! Za karę zostałam zapisana na sam koniec kolejki zabiegów. Ok. To mogłam zrozumieć.
Ten szpital jest szpitalem klinicznym, co oznacza, że można się spodziewać studentów w czasie badania czy zabiegu. Oczywiście nikt o tym nie uprzedza, a tym bardziej o zgodę nie pyta. Idę z pielęgniarką do gabinetu, siadam na fotelu ginekologicznym, już rozebrana do połowy. Anestezjolog przeprowadza wywiad. Towarzyszą temu dwie studentki. Pielęgniarka narzuca na mnie serwetę (jedyna empatyczna osoba w tym zespole). Wchodzi lekarz z grupą studentów. Żaden nie powiedział dzień dobry, bo niby komu (zresztą ani anestezjolog, ani lekarz mi się nie przedstawili, co też o szpitalu najlepiej nie świadczy) . Lekarz ze złością zerwał okrywającą mnie serwetę i rzucił ją w kąt, jakby fakt osłonięcia krocza pacjentki przed zabiegiem był jakąś dziką fanaberią. Studentów łącznie, w niewielkim gabinecie, było chyba z dziesięcioro, aż zrobiło się duszno. Potem narkoza, przebudziłam się już na sali. Do samego przeprowadzenia zabiegu zastrzeżeń nie mam, chociaż wnioskując z tego, że lekarz zaprosił jednego ze studentów, żeby usiadł koło niego między moimi nogami, nie wiem, kto go ostatecznie wykonywał.
Wcześniej obserwowałam też inne, równie „miłe” obyczaje w tym szpitalu – np. to, że sanitariusz (mam nadzieję, że to był sanitariusz) bez pukania wchodzi do gabinetu, w którym trwa akurat badanie ginekologiczne, albo to, że badanie ginekologiczne przed zabiegiem odbywa się w pomieszczeniu, w którym poza badającym siedzi sobie i gawędzi kilku jego kolegów. Ogólnie jest to miejsce, gdzie kobiety doświadczają urągającego ich godności traktowania, a Karta Praw Pacjenta jest bezwartościowym świstkiem.
To był mój pierwszy i ostatni zabieg w tym szpitalu, nie zamierzam korzystać z jego usług nigdy więcej i nikomu tego miejsca nie polecam. Wystarczająco długo borykałam się z zaburzeniami snu i depresją po jednodniowym tam pobycie.