Cześć!
Nawiązując do przemocy systemowej:
Od wielu lat stosuję antykoncepcję hormonalną. Do ginekologa umawiam się z wizyty na wizytę. (NFZ) Zdarzyło mi się kilka razy, że wizytę odwołano, bez możliwości wydania recepty na antykoncepcję hormonalną. (Brak zastępstwa)
Mając na uwadze fakt, iż nie powinno się przerywać stosowania hormonów, udawałam się najszybciej jak to możliwe, do lekarzy rodzinnych. Efekt? Wypytywanie mnie po co, na co i dla czego, z umoralnianiem w tonie „przecież to nie zdrowe”, po odmowę wydania recepty, albo wydanie na 1 opakowanie. W najlepszym wypadku musiałam udać się ponownie na wizytę do lekarza rodzinnego najpóźniej po 3 tygodniach. W najgorszym płacić za prywatną poradę lekarską lekko 200 zł.
Nie wspomnę o trudnościach w wykupieniu hormonów, niekiedy musiałam obdzwonić połowę aptek w mieście, żeby ostatecznie zapłacić za 1 opakowanie w cenie 3.
Mieszkam w Trójmieście, z uwagi na obszerną infrastrukturę, wydawać by się mogło, że problem nie będzie mnie i moich koleżanek dotyczyć. Mogę jedynie wyobrazić sobie, co muszą przechodzić kobiety z mniejszych miejscowości, albo te, których nie stać żeby wydać 200 zł + koszt 3 opakowań na 1 miesiąc terapii. Bo w tym kraju inaczej się nie da.
—-
Od siebie chciałabym wam serdecznie podziękować za to co robicie. Dajecie nam, kobietom szansę i nadzieję, że pewnego dnia uda nam się wywalczyć prawo do samodecydowania.
Pozdrawiam serdecznie, ściskam was mocno i życzę wytrwałości.
W.